Saturday, April 30, 2011



















Andrzej i Barbara to Polacy których poznałam na milondze 3 tygodnie temu i pokochałam od razu. Szczupli, melancholijni, oboje ok 45 lat, na zmianę narzekają na wszystko w okół i wybuchają radością życia. Oboje z błyskiem szaleństwa w oku kiedy mówią o tangu. Dzisiaj w nocy idziemy razem w kierunku metra na Kottbusser Tor, Barbara z hulajnogą pod pachą, Andrzej przedstawia manifest że powinniśmy chociaż raz spotkać się nie z powodu tańca, udowodnić sobie że potrafimy też inaczej spędzać czas. "Nie da się" wyrywa się się Basi ze śmiechem. Proponuję że na początek w ramach walki z nałogiem będę chodzić na tango maksymalnie 5 razy w tygodniu. Andrzej obiecuje że będzie tańczył nie codzinnie, ale co drugi dzień. Za chwilę żegnamy się przy stacji, nie jak tangueros dwoma pocałukami, ale po polsku, na misia. Barbara: "Będziecie jutro w TTMS na urodzinowej milondze". Andrzej będzie na pewno, ja zaprzeczam, jutro już się umówiłam do Tangoloftu. Andrzej: "Jutro się opłaca być tutaj, w niedzielę pójdziemy do Tangoloftu, wtedy jest tam najlepsza muzyka." Śmiejąc się schodzę z Basią do podziemia, "czy on nie miał chodzić na tango co drugi dzień?"

Max się pyta dlaczego nie tańczyłam w poprzedni weekend, "co się z tobą dzieje? nie stoisz w osi, upadasz do tyłu, dlaczego nie ćwiczysz?" "Znajomi przyjechali do mnie z Polski na kilka dni, oni nie tańczą tango..." "To ty masz jeszcze takich znajomych???" Wybuchamy śmiechem :))

Jeszcze w nocy piszę do Joszki: "Hej, narodowy skarbie Niemiec. Idziemy jutro do tangoloftu?"
"Hej królowo tańca. Jasne, ale tylko do północy!"